Dziwię się sobie, że nie lubie pić herbaty u Dziwisza, choć lubią to miejsce wszyscy (oprócz mojej żony). Nie ma żadnych ostrzeżeń z poprzedniej epoki mówiących „Pofatyguj się do lady, żeby zamówić”. A jednak po 10 minutach oczekiwania i ignorowania Cię przez przemykające obok kelnerki zaczynasz podejrzewać, że coś nie gra. Zamawia sie przy kasie bo maja tylko jedno rozwieszone na ścianie menu. Potem zamówienie przynosi Ci kelnerka do stolika. Okropne rozwiazanie. Daliśmy się z Patrycja nabrać na nie już dwukrotnie i za drugim razem przypomnielismy sobie, że poprzednim razem też nam się nie podobało… właśnie z tego powodu. Grunt to dobra pamięć. Nawiasem pisząc na pewno nie poszlibyśmy tam gdyby nie remont Faktorii bo to w sumie na kawę mieliśmy ochotę. Tam też zamawia się przy ladzie, ale jest to „intuicyjne” i przyjemnie patrzeć na parzoną kawę.
Poza tym juz tradycyjnie: grzane wina, Zielona Tawerna, naleśniki i Mandaryn. A tam czardasz, kurczak Taj Mahal i wieprzowina po pekińsku twarda jak podeszew.
No i dresy. Wparowały 3 i chciały bić kelnerów i właściciela za nieudaną rezerwację. Po długim dymie na środku sali, wyszli a właściciel przeprosił nas za całe zaiście. Plus dla niego.
Poza tym trochę doznań antyartystycznych. Nalezy do nich obcowanie z koscielnym organistą. Stwierdzamy, że nie zmienili go od poprzedniego roku. Ponownie meczył nas przez godzinę na wieczornej mszy.